INSTABLOG

czyli instamyśli małej złośnicy. Klikaj i czytaj…

Chcę napisać artykuł. Odpalam komputer, na którym mam potrzebne materiały i wyniki. Ekran obok, na laptopie, w skrzynce mailowej widzę nową wiadomość. Otwieram. Czytam. Uśmiecham się, bo to komentarz kolegi z pracy na temat absurdów organizacyjnych w firmie. Wracam do pierwszego komputera, a tam przeglądarka internetowa pyta, czy chcę się dowiedzieć o szablonach kolorystycznych. Nie chcę. Po co bym miała chcieć? Pojawia się komunikat “dziękuję, możesz teraz zacząć przeglądanie Internetu”. Acha, no to zaczynam…, ale zaraz, ja nie chciałam przeglądać Internetu, jak ja się tu w ogóle znalazłam? Pamiętam, wyskoczyło okno antywirusa. Musiałam w nie przez przypadek kliknąć na ścieżce do folderu z materiałami i artykułem, co to go chcę napisać. Zamykam przeglądarkę. Dzwoni telefon. Pan wcześniej nie znał odpowiedzi na zadane pytanie, powiedział, że oddzwoni. Rozmowa trwa długo, choć jest uprzejma, to jakoś nie możemy się szybko dogadać. Kończę rozmowę. Przy okazji wchodzę z telefonu na komunikator. Zapomniałam notatnika z listą zadań do zrobienia na dziś i poprosiłam, żeby mi wysłali z domu zdjęcie. Jest zdjęcie, jest też inna wiadomość. Szybko sprawdzam. Chodzi o to, że będą się ze mną kontaktować w sprawie projektu i, rzecz zupełnie niezwiązana, czy zapoznałam się już z pewną ofertą. Nie zapoznałam się. Nie miałam kiedy. Mam całą listę zadań, a tak naprawdę dwie listy, bo oprócz tej w telefonie, też tę na biurku, a na niej wśród ważnych spraw - artykuł. Na skrzynce pocztowej w folderze “inne” widzę trzy nieprzeczytane komunikaty. Przez ten czas komputer, ten z nadal nieotwartym dokumentem, pokazał czarny ekran, przeszedł w stan czuwania. Czuję, że opadają mi ręce i nie mogę zebrać myśli. Czy najpierw czytać komunikaty, czy odpalać od nowa Windows? Nie daję rady, idę zebrać myśli przy kawie.

O pisaniu artykułu

Jest wina, będzie i kara. Tego nas nauczono w szkole i w domu, a wcześniej ktoś wpoił to naszym rodzicom. A jednak są ludzie ponad prawem, zbrodniarze, którzy nigdy nie zostaną skazani w sprawiedliwym procesie niezawisłych sądów. Podobno ja też ich wybrałam i zgodziłam się na ich bezkarność. Mówią o sobie “obrońcy życia”, ale to przez nich cierpią i giną ludzie. Bronią granic przed ledwo żywymi dziećmi, a sami kradną, trwonią i manipulują. Kto mnie przed nimi obroni? Na sądzie ostatecznym, duszę moją zmarzniętą na kość, kto do raju wpuści?

O winie i karze

Jesienna Mona Eliza. Nie jestem nostalgikiem. Zachłysnęłam się tymi nowymi czasami – łatwością wybierania koszul w Internecie, parzenia najlepszej kawy, słuchania najlepszej muzyki z drugiego końca świata. Jest tyle pięknych miejsc, które widziałam na własne oczy, tyle innych, które chciałabym jeszcze zobaczyć. Kraje, pieniądze, granice, to jest jakiś sztuczny, wymyślony porządek świata, z którym się nie zgadzam. A jednak coś, ktoś mnie tu trzyma, w tym brzydkim mieście. „To moja ulica, tu jest mój dom z okien” – Itaka – do której nie chcąc, ciągle wracam.

O tym, że nie chcąc, ciągle wracam

Harari tak napisał o homo sapiens i neandertalczykach: „byli do nich zbyt podobni, by można ich było ignorować, ale i zbyt odmienni, by dało się ich tolerować”. Skąd się bierze ten atawistyczny brak tolerancji dla odmienności, który przetrwał do dnia dzisiejszego i zapewne nigdy nie zniknie? Czy z chęci dominacji, czy ze strachu przed byciem zdominowanym? Wszyscy się czegoś boimy – przemocy, straty, samotności. Uciekamy w szyderstwo, prześmiewcze nazewnictwo i choć przez poniżanie nie dodajemy sobie realnej wartości, to jednak czujemy, jakbyśmy na niej zyskiwali. Czytam, wsłuchuję się, oglądam, myślę, żeby mieć w sobie uczucia silniejsze od strachu – współczucie, miłość, zachwyt, spełnienie, inspirację, fascynację, ciekawość. Na drodze do ostatecznego wyginięcia, to one sprawiają, że bojąc się, dokonujemy odważnych decyzji.

O strachu i odważnych decyzjach

Prawdziwie szczęśliwy jest człowiek, który nie musi się do nikogo porównywać. Ponieważ szczęście jest raczej subiektywne, niż obiektywne, jest zagadnieniem fizjologiczno-filozoficznym i na pewno nie zależy od dobrobytu.

O szczęściu

Jak tu coś robić, gdy atomy się bronią i utykasz w małych, drobnych niemożliwościach. Śpiewać głupoty, czy zrobić głupotę, a może usiąść i czekać, może samo przyjdzie? Z nierobienia jeszcze nigdy nic nie powstało, dopiero robienie prowokuje ludzi i zdarzenia do przyjścia. Robiąc cokolwiek, robimy jednocześnie miejsce na przyjście czegoś nowego.

O nierobieniu

Kiedy byłam mała, mama mówiła mi, czego mam nie robić. Mówiła też co i jak mam robić. Nie wiem, czy to przez głupotę, czy przez upór, ale na wszelki wypadek postanowiłam zawsze wszystko robić na odwrót. Powtarzano mi też, że nie można mieć wszystkiego. Dlaczego, tego już nie wyjaśniono. Jeżeli w życiu chodzi o równowagę, to właśnie należałoby mieć wszystkiego po trochu.

O robieniu i posiadaniu

Kiedyś często jeździłam autostradami, przemierzając od kraju do kraju, lubię być w tranzycie. Jestem jednym z biegunów Olgi Tokarczuk, którzy chaos oswajają ruchem. Niekończące się serpentyny autostrad, skąpane w czerwono-pomarańczowo-złoto-bursztynowym świetle zachodzącego słońca. A jak podróż, to tylko z przyjacielem, takim, który jest swoim nienachalnym i niemęczącym byciem.

O podróżach i przyjaźni

Nie trzeba oglądać codziennie informacji, żeby być obywatelem. Nie trzeba czytać codziennie książek, żeby dobrze żyć. Czy pisarze liczą życie w liczbie wypisanych długopisów, zapisanych stron iluś tam zeszytów? Codziennie otwieram projekt, nowy rozdział, piosenkę, na nowo otwieram serce i umysł dla tych, dla których poprzedniego dnia je zamknęłam. Nie liczę lajków-nielajków, nie oglądam statystyk. Nie trzeba codziennie się podobać, żeby być szczęśliwym.

O codzienności

Sprzedawcy marzeń rozdają potrzeby, których później nie da się za darmo zaspokoić. Śpiewam o marzeniach, opowiadam o swoich, o tym, że warto dążyć do lepszego, szczęśliwego życia, bo nie przeznaczenie decyduje o tym, gdzie się znajdziemy, ale nasze wybory. „To moja ulica, tu jest mój dom z okien”, a tam jest cały świat, który jest wart poznania. Nie jestem sprzedawcą marzeń, ale chciałabym muzyką pokazać, jak każdy może marzyć dla siebie.

O sprzedawcach marzeń

Nie ma czegoś takiego, jak jedna, uniwersalna strategia. Wszystko zależy od cech produktu, celów z nim związanych oraz posiadanego budżetu. Jeżeli to uda się ustalić, dopiero można zabierać się za strategie, plany i listy kontaktów. Nie rozumiem, skąd w ludziach ta chęć pójścia na skróty. Przy braku orientacji, pójście skrótami powoduje jedynie, że udaje nam się jeszcze bardziej zgubić.

O strategii i skrótach

Mam stopień naukowy, na koncie szereg publikacji oraz wystąpień na krajowych i zagranicznych konferencjach. Ponadto jestem czynnie działającą samozarządzającą się muzyczką, kompozytorką i producentką, występującą pod własnym nazwiskiem. Ten, kto choć trochę orientuje się, jak działa przemysł muzyczny, będzie wiedział, że do tego trzeba „mieć jaja”. Zarówno działalność naukową w mojej dziedzinie technicznej, jak i działania muzyczne wykonuję pod szyldem wolnych zawodów, które są zmaskulinizowane, czyli statystycznie zatrudniają więcej mężczyzn niż kobiet. Czy chcę równego traktowania? Nie chcę. W ogóle nie chcę traktowania. Każdy, kto pragnie mnie traktować, niech się odpuka.

O traktowaniu
(fot. Robert Przybysz)

Muzyka minimalistyczna to taka, w której delikatne nuty efemerycznie ulatują w przestrzeń, sferycznie nakładając się na inne, harmonijnie poukładane dźwięki, tworząc impulsywny obraz spokoju i harmonii. Panująca wokół dygresja kandelabrów, migających żółtociepłym płomieniem przenika dźwięki, tworząc jednolite tło podkładu dla makijażu prostej, zrównoważonej barwy altowych i sopranowych dźwięków wokalnych. Tak skomponowany obraz dźwiękowy utworu wpada w wyczulone ucho słuchacza i mami urokliwą kompozycją ciszy i nieciszy wędrując amfiladą wzdłuż różnych przestrzeni odczuwania. Skomponowana dla najwyższej rozkoszy zabiera nas w magiczne przestrzenie światów widzialnych i niewidzialnych zostawiając nas w nich przez długi jeszcze czas. [nadesłał Dariusz Pietrzyk]

O muzyce minimalistycznej
(Dariusz Pietrzyk)

Trzask! Klucze, zapadka, rygiel. Trzask! Tym razem drzwi wyjściowych. Alarm i światła, jeszcze jeden trzask i trzask i znowu klucze, radio zagłuszyło warkot samochodu. Lubię dźwiękami porządkować chaos wokół siebie. Stanowcze „trzask” rozwiewa poczucie ewentualności. Jeden tylko dźwięk wyłączam, ten by nie słyszeć, że nie było od ciebie wiadomości.

O dźwiękach
(fot. Łukasz Rogini Robakiewicz)

Nie będę żyła długo i szczęśliwie. Fitness, wellness, medytacja, kolejki do lekarzy i szczepień, to są rzeczy, do których nie znajduję w sobie cierpliwości. Mam tylko nadzieję, że uda mi się żywą do śmierci dożyć.

O życiu długim i szczęśliwym

W tył zwrot, do dupy marsz!

O dupie i marszach
(fot. Robert Przybysz)

Mam propozycję nowej, świeckiej tradycji, która dotyczy świątecznej choinki. Na Trzech Króli zdejmujemy z choinki dekoracje bożonarodzeniowe i zakładamy czerwone serduszka i łańcuchy ze złotymi literami LOVE. Tym sposobem mamy choinkę walentynkową. Po święcie zakochanych serduszka niech zastąpią pisanki, zajączki i kurczaczki – choinka wielkanocna będzie piękna i kolorowa. Po Świętach Wielkiej Nocy zawisną na niej żółte słoneczka zapowiadające nadchodzące lato i wakacje. Pierwsze jesienne słoty przywitają złoto-czerwone liście i zabawki z kasztanów. Nim się obejrzymy znowu będzie czas na święta, święta i po świętach. Oto mój pomysł na całoroczną choinkę. Jak to każda okazja jest dobra, żeby... mieć w domu drzewko.

O całorocznej choince

Gdybym nie mieszkała w mieście, gdyby nigdy nie powstało, osiadłe życie nie było wygodą, bez pól kukurydzy i zboża do woli. Gdyby hodowlane świnia i krowa nigdy nie zaznały bestialskiego umierania poza łańcuchem pokarmowym. Może miałabym dwa serca do kochania, dwie głowy planowałyby kolejną podróż, potrafiłabym dogonić geparda i zjadłabym każde stworzenie, zanim ono by mnie zjadło. Przepowiadałabym przyszłość, życie telepatyczne z tobą na psioniczej jawie i ty miałbyś swoje supermoce, choć te pewnie nadal wcale nie dla mnie. Gdybym nie mieszkała w mieście, gdyby nigdy nie powstało... tu jest tak miło, ciepło i bezbronnie, jedyne niebezpieczeństwo na sklepowej półce. Na zachodzie niebo robi się czerwone, a ja zapalam elektryczne światło, to wszystko poza nim przestając widzieć.

O życiu w mieście

Chciałabym Ci się jakoś odwdzięczyć, Tobie, który czytasz i zaszedłeś za mną tak daleko! Oto najważniejsze życiowe rady, których mi udzielono, a które, jak widać, nie zawsze stosuję. „Nigdy nie jedz salcesonu”, „nigdy nie mów co myślisz”, „zawsze lepiej udać głupiego niż próbować udawać mądrego”.

O jedzeniu, myśleniu i udawaniu mądrego
(życiowe rady)

Muzyka minimalistyczna to taka, w której pozornie nic się nie dzieje. Akord niespiesznie przechodzi w kolejny tylko po to, aby chyłkiem ześlizgnąć się z powrotem. Instrumenty nie grają, ale szepczą, żaden nie konkuruje z innym o partię solową, ani jeden głos nie rości sobie prawa do melodii. Delikatne wibracje źródeł dźwięku wprawiają w drgania eter, rozchodzą się kuliście i interferują gdzieś w czasoprzestrzeni, tworząc niepowtarzalny plamowdźwięk. W tym minimalistycznym wszechświecie potajemny wirtuoz hipnotyzuje bezkompromisowo uporczywą powściągliwością i niepowściągliwie gorliwą kontrolą.

O muzyce minimalistycznej

Czasem muzyką zakrzywiasz przestrzeń moich snów i mówisz do mnie dźwiękiem. W tych snach przyciąganie jest czystym, fizycznym uczuciem, a nie jednym z modeli teoretycznych. Tam nie ma definicji, zasad, zastrzeżeń i niezgodności. Każda myśl, dźwięk, dotyk i gest dociera z prędkością światła do sedna sedna. Budzę się jeszcze przed świtem i wszystko znika. Po tej stronie nadal dryfujemy przez życie w zniekształconej strukturze czasoprzestrzeni po drogach najmniejszego oporu.

O zniekształconej strukturze przestrzennej

To, że czasem mamy rację, nie znaczy, że zawsze mamy rację decydując się na wypowiedzenie jej na głos. Wymagać od naukowca, żeby zawsze mówił mądre rzeczy, to jak oczekiwać od komika, że cały czas będzie opowiadał dowcipy. Czasem nęci mnie produkcja pamfletów, niekiedy brak pewności siebie maskuję dezynwolturą, a już zbyt często powołuję się na stwierdzenia, filozofie, religie, których sama nie wyznaję i w które de facto nie wierzę. Otwarty umysł pozostaje otwarty również na każdy nonsens tego świata.

O mądrości i nonsensie

Swietłana Boym nazywa „refleksyjnymi nostalgikami” ludzi, którzy są wypełnieni tęsknotą za przeszłością i marzą o niej, choć tak naprawdę nie chcą do niej wracać. Wiedzą, że starego domu już nie ma, a w tamtym dawnym świecie było zbyt wiele uwiązania, nudy lub niesprawiedliwości. Zupełnie inną odmianą są „nostalgicy restoratywni”, którzy nie chcą jedynie wspominać przeszłości oglądając stare fotografie, ale pragną w niej żyć tu i teraz. Nie potrafią wyciągnąć lekcji, nie widzą mankamentów. Nostalgia restoratywna jest z pewnością groźniejsza dla otoczenia, gdyż jak podkreśla Anne Applebaum, przez nią tworzone są teorie spiskowe, które na zasadzie kuli śnieżnej potrafią nawet obalać rządy. [c.d.n.]

O nostalgii i próżni (cz. 1.)

[c.d.] Nostalgia refleksyjna, pozornie niegroźna, jeżeli zbyt bliska idealizowania przeszłości, może okazać się zgubna dla samego nostalgika, gdyż ogranicza jego naturalny rozwój. Brak ruchu, stagnacja są dla świata i życia nienaturalne. Jeżeli z jakiegoś powodu zapatrzeni w przeszłość stoimy w miejscu, a świat się zmienia, to możemy być pewni, że zdarzy się coś, co nas w najbardziej brutalny sposób do tych zmian przymusi. Z tego powodu dla niektórych ważny jest rozwój duchowy, dla innych – intelektualny, a dla mnie osobiście – ruch i praca są istotą zmian. Bycie jednym z tych Biegunów Olgi Tokarczuk, którzy „zło oswajają ruchem”, dzięki niemu pozostają w równowadze i ulegają ciągłemu rozwojowi. Potrafią porzucić to, co było i wygospodarować w sobie przestrzeń gotową na przyjęcie każdej zmiany. Dobrze jest mieć w sobie pustkę, nic tak nie przyciąga do siebie wszystkiego, czego potrzebujemy, jak wydzielona strefa próżni.

O nostalgii i próżni (cz. 2.)

Quid pro quo*. Zanim zdołam obejrzeć się w tobie jak w lustrze i wydobędziesz najgorszą wersję mnie, chcąc nic o tobie nie wiedzieć, pragnę wiedzieć o tobie wszystko. Są rzeczy, w których nigdy nie będziemy się zgadzać, ale są inne, wspaniałe, nad którymi będziemy się wspólnie zachwycać i razem nimi oddychać. Casus est maior vis cui humana infirmitas resistere non potest**. [*łac. coś za coś; **łac. siła wyższa to zdarzenie, któremu słabość ludzka nie jest w stanie się oprzeć.]

O sile wyższej i słabości

Czy prawdziwa miłość istnieje, czy bóg istnieje...? Oczywiście, że zjawiska o tych nazwach istnieją lub istniały w przeszłości. Gdyby ich nie było, to nie zostałyby nazwane. Istnieje prawdopodobnie wiele obiektów i zjawisk, które są, ale nie zostały zaobserwowane, a co za tym idzie, nie otrzymały swojej nazwy, ale nigdy na odwrót. Co jeżeli mamy do czynienia ze zbiorową halucynacją? Przecież każde dziecko wie, że nawet jeśli coś dzieje się tylko w naszej głowie, to dzieje się tam naprawdę.

O tym czy istnieje

Czy istnieje o jeden zakręt za daleko? O jedno spojrzenie za dużo, o jeden uśmiech za nerwowo, o jedno słowo za elokwentnie, o jeden decybel za głośno, o jeden dotyk zbyt zuchwale, o jeden krok w tył za ostrożnie. O jedno „tak” zbyt układnie, o jedno „nie” za duży problem? Gdy mnie o coś prosisz, na wszelki wypadek milczę, bo też się boję i mówię dziś do ciebie już tylko szeptem.

O mówieniu szeptem

Praca domowa – miłość – czyli serce, no tak, mocniej bije na noradrenalinie. Nie, to nie serce, to rozum – fenyloetyloamina, noradrenalina, dopamina i serotonina, pień mózgu, kora i układ limbiczny. Od rozumienia egzystencjonalnego przez intelektualne przechodzę do transferu myśli, cybernetyki i stanów dyskretnych. Literatura o robotach okazuje się zbyt wciągająca, o wiele bardziej niż neurofizjologia, poniekąd równie fantastyczna. Miłość po raz kolejny zwiodła mnie na manowce.

O rozważaniach o miłości

Miłość jest jak ziemniak, dobra w każdej postaci. [nadesłała Emi rysuje]

O miłości i ziemniakach
(Emi rysuje)

Według Konfucjusza „jeżeli używa się niewłaściwych słów, nie można nigdy dojść do właściwych wniosków”. Czy to znaczy jednako, że jeżeli dzień wczorajszy przyniósł niewłaściwe sploty zdarzeń, to nie mamy racji domagając się dobrego jutra? Jakieś jutro i tak nadejdzie, a po nim kolejne i jeszcze następne. Z każdą nową iteracją czasową niektóre błędy będą się kumulować, ale inne zostaną zniwelowane, jeszcze inne – zniesione. Zamiast bać się efektu motyla i usiłować porządkować chaos wokół siebie, najlogiczniej byłoby mu się poddać. Jak na chaos przystało, jest nieprzewidywalny. Nie żebyśmy mieli realny wybór.

O dniu jutrzejszym

To nie jest miłość ani nienawiść, złość, smutek, ani radość... to jest połączenie głębokiego fizycznego bólu i pożądania, mysterium tremendum fascinosum, którego jednym słowem nie potrafię nazwać, a które daje mi chęć do tworzenia i życia. Podobno nie należy działać pod wpływem emocji, ale podchodzić do planów z pokorą, zaufaniem, odpowiedzialnością i równowagą. Jeżeli miałabym żyć według tej zasady, to musiałabym realizować tylko te rzeczy, które nie mają dla mnie żadnego znaczenia.

O emocjach

Przemysł muzyczny oparty jest na iluzji – wielkości, bogactwa, talentu, szczęścia, wolności. To wszystko schlebia kulturze masowości, ale jest wydmuszką, ładną na zewnątrz, lecz pustą w środku. Muzyka to dziwna dziedzina, jedna z niewielu takich, w której zdarza się, że „profesjonalne” jest wrogiem dobrego. Pewien pan napisał mi ostatnio „jesteś wielka”, a ja się rzeczywiście staram. Staram się być prawdziwie wielka w małych rzeczach.

O prawdziwej wielkości

Instant blogi, instant gramy, face booki... tak bardzo lubimy wypowiadać się na każdy temat, przywołując logikę i własne doświadczenie. Nawet jeśli logika pokrętna, a doświadczenie niedojrzałe, to przecież są tak prawdziwie nasze. Tymczasem żyjemy w wielkiej bańce biznesu, gdzie jedyną logiką jest to, czy jakieś działanie i jego okoliczności przyczynią się do wzrostu sprzedaży, czy do jej spadku. Moralność, zasady, zdania jednostek może czasem są przy okazji podnoszone, ale tylko jeżeli pasują do biznesowego scenariusza, realnie nie mając znaczenia. Żyjemy w naszych głowach przekonani o swojej wyjątkowości, a tymczasem każdy face book to tylko kolejna instant bańka. Staram się oglądać świat różnymi oczami, ale żaden z tych światów, które znam nie jest moim światem, a żadna z baniek nie jest moją bajką.

O instant bańkach

Co w sercu, a co w rozumie? Objawy kliniczne mojego stanu wykazują pewnego rodzaju patologię. Otóż, ludzi, których kocham mam w głowie, nieustannie o nich myśląc. Natomiast dzielę się z wami tymi wszystkimi myślami, które leżą mi na sercu.

O tym co z serca, a co z głowy

Nikogo na pewnym poziomie pojmowania rzeczywistości nie dziwi, jak ważne dla planety i rodzaju ludzkiego jest utrzymanie prawidłowego funkcjonowania ekosystemu. Raczej powszechna jest świadomość, że każda niekorzystna zmiana w jego strukturze i działaniu doprowadzi do degradacji, a ta do zniszczenia. Podobnie system elektromechaniczny, czyli zbiór wzajemnie powiązanych elementów realizujących jako całość złożone cele, musi posiadać układ pomiarowy i procedury diagnostyczne poszczególnych podzespołów, gdyż wadliwość jednego, nawet najmniejszego elementu, spowoduje awarię, odstawienie maszyny i kosztowne straty. Dlaczego zatem ta logika nie przekłada się na myślenie o społeczeństwie? Etapy, grupy społeczne, rola, pozycja, dyskryminacja. Każdy mniej lub bardziej konformistycznie ulega kontroli, zgadza się wypełniać powinności i obowiązki na rzecz społeczeństwa, które dzięki temu jest zdolne do funkcjonowania w określony sposób. Myślenie, że jeden człowiek jest bardziej użyteczny społecznie, niż inny jest po prostu błędne.

O użyteczności społecznej

Kiedy jesteśmy dziećmi, dwa pokoje, dwie osoby, dwie ulubione zabawki są całym światem. Szybko jednak ten mały świat staje się za ciasny, wyrastamy i opuszczamy cztery ściany. Proces postępuje i chyba się starzeję, bo mam wrażenie, że ten kraj, mój kraj, stał się za mały i został w tyle. Ten dom, przestał być moim domem, kurczy się, a ja rosnę i mogę opuścić go bez żalu. Wbrew pozorom nie jest to myśl o kryzysie demokracji w Polsce. Po prostu mam nadzieję, że kiedy czas wykrzywi moje palce, poora siecią zmarszczek moją twarz, zegnie w pół i już do końca przestanę rozumieć, wtedy bez żalu ni strachu poczuję, że wreszcie wyrosłam i z tego świata.

O wyrastaniu z czasoprzestrzeni

Na początku Internet był na tyle mały, że powstało ekscytujące wrażenie, iż można się z niego dowiedzieć o wszystkim. Rozwój tego medium postępował i internauta musiał szybko pogodzić się, że nie pozna całej muzyki, wszystkich filmów, nowości i wydarzeń świata. Obecnie nastąpił przesyt informacyjny, połączony z obniżeniem jakości tej informacji, co stało się współmiernie męczące. To zmęczenie powoduje kiełkowanie niepokojącej myśli, że już nie chce nam się wiedzieć o niczym.

O niczym

Zagrajmy. Wyobraź sobie, idziesz drogą, spotykasz niziołka, który prosi cię o wodę. Pomagasz mu, czy idziesz dalej? Idziesz dalej, spotykasz mężczyznę z siwą brodą, który taszczy ciężki pakunek. Pomagasz mu, czy idziesz dalej? Idziesz dalej, spotykasz kobietę w ciąży, która prosi cię o pomoc. Pomagasz jej, czy idziesz dalej? Game over!

O partycypacji społecznej

Najbardziej lubię cię za to, że pomagasz mi mniej myśleć.

O lubieniu ciebie

Świat jest piękny i zaskakujący, a z perspektywy wymiaru ludzkiego wywołuje uczucie niepokoju graniczące z przerażeniem. Nie dziwi więc skąd w ludziach tak wielka potrzeba opisania świata. Jeżeli zaś przyjąć, że wszystko co zewnętrzne jest tylko odbiciem w cienkiej tafli świadomości i tonie w przepastnej głębi nieświadomości każdego indywidualnie, to nie dziwi również potrzeba opisania światów, których nie ma.

O światach, których nie ma

Zostawiając w prehistorii epokę kamienia, miedzi, brązu i żelaza, przemknęliśmy od epoki języka mówionego, przez epokę pisma do mediów elektronicznych. Ucieczka przed wiekiem agrarnym była łatwiejsza niż przymknięcie oczu na cierpienia żywych, zachłyśniętych erą przemysłową, zanim era atomu zawisła chmurą nad naszymi głowami. Zatrzymałam się w erze informacyjnej, ucieczka od niej była zbędna - nie wiem kiedy - przeminęła sama. Podobno teraz mamy wiek wyobraźni, dryfujący w rzeczywistości wirtualnej cyberprzestrzeni i metawersji. I podobno, nie ma co narzekać, bo inni tam, gdzieś w świecie mają gorzej, ale co może być gorszego od powolnego przemijania w samotności...

O erze samotności

Lubię trójkąty i kwadraty i mam takie trzy najważniejsze osoby. Pierwsza jest moją równowagą przez bycie przeciwwagą do mnie samej, daje mi wewnętrzny spokój, wtedy, gdy ogarnia mnie niepokój oraz siłę, gdy zaczyna jej brakować. Druga osoba daje przestrzeń dla superego – świadomości, moralności i odpowiedzialności, obdarzam ją opieką, dzięki niej zapominam o egoistycznym ja. Trzecia osoba jest dla mnie największą inspiracją, motorem do działania, a gdybym wierzyła w wibracje, to ona byłaby moją. Wszystko płynie i zachwianie tej trójkątnej równowagi musi nieuchronnie nastąpić, ktokolwiek zdoła wtedy wypełnić powstałą pustkę, przywitam go z otwartymi ramionami.

O życiu w trójkącie

O miłości myślę sobie... bez przesady.

O miłości

Przez moją pracę zawodową nie mogę realizować wszystkich moich pomysłów artystycznych. Mam cały czas z tyłu głowy myśl, że jestem nauczycielem akademickim i pewnych rzeczy nie wypada mi robić publicznie. Nie odbieram tego jednak jako ograniczenie mojej wolności twórczej. Wszystko, co robię jest integralną częścią mnie, nic nie dzieje się kosztem drugiego, ale te składowe elementy równoważą się. Mam taki zdrowy mechanizm autokontroli, który przestrzega mnie przed robieniem rzeczy, których i tak przyszłoby mi żałować.

O mechanizmie autokontroli

Jak żaden człowiek, tak i żadna piosenka "nie jest samoistną wyspą, każda stanowi ułamek kontynentu, część lądu", opowiadają one razem różne historie. Dobra historia jest nieśmiertelna, łączy miejsca, czasy i pokolenia. Dobrą historię odkrywa się za każdym razem na nowo. Dobra historia żyje własnym życiem. Chciałabym wierzyć, że album "Flash Frames" jest właśnie taką historią, krótkim "filmem" muzycznym, no cóż..., o miłości. Pracuję nad kolejnymi historiami, ale ta pierwsza, o miłości, nadal mi się nie nudzi, cytując Joannę Chmielewską: "jest jak kot. Chodzi własnymi drogami".

O tym, że żadna piosenka
nie jest samoistną wyspą

Nie śledzę cię w Internecie. Podglądanie wprawia mnie w zakłopotanie, jakbym zaglądała przez okno do twojej sypialni. Mam nadzieję, że, gdy wydarzy się to naprawdę ważne, napiszesz do mnie lub zadzwonisz i dowiem się zanim on się dowie i nie odgadnę, że poznał przede mną. Nie śledzę cię w Internecie, żeby pewnego dnia niespodzianie nie pęknąć.

O śledzeniu w Internecie

Dałeś mi dziś całą swoją miłość w słoiku zamkniętą, a ja się cieszę i może nawet rzucę ci się na szyję jak dziecko, by ukradkiem otrzeć łzę, tylko jedną, że tak niewiele tego, za mało tego.

O twojej miłości

Całkiem fizyczne, a zarazem tak metafizyczne stwierdzenie – kocham się z tobą za każdym razem, kiedy rozmawiamy i oddychamy tym samym powietrzem – staje się mniej romantyczne w czasach pandemii. Powtarzając za Chang, miłość jak pole bitwy, nikt nie będzie tu przestrzegał reguł ani reżimów sanitarnych.

O kochaniu i rozmawianiu

Demokracja, edukacja, liberalizacja, kryminalizacja, moja racja, twoja racja. Konsensus, to niesatysfakcjonujący i sztuczny twór, który nie jest możliwy w każdej sytuacji. Co w zamian? Czy to jeszcze agonizm, czy już jawny antagonizm, kryzys demokracji, czy anarchia, dziedzictwo przeszłości i urok autorytaryzmu, czy społeczna deliberacja. Chory płód, czy zdrowa matka? Niestabilna równowaga, to taka, w której nawet niewielkie zaburzenie stanu układu spowoduje ruch i w efekcie przejście do innego punktu równowagi. Skoro normą jest polaryzacja, to jako społeczeństwo, nigdy nie uciekniemy od tej chwiejnej homeostazy.

O chwiejnej równowadze
(fot. Robert Przybysz)

Posłuchajcie Konstantynowiaka, Co do kasy to opcja jest taka, Choćby nawet ksiądz wołał, Nie leź z nią do kościoła. Daj na tacę.......lecz tę na Owsiaka [nadesłał Dariusz Pietrzyk]
Jak jesteś artystą DIY (ang. Do It Yourself), to wszystko robisz sam, jesteś sterem, żeglarzem, okrętem i wiatrem, który w żagiel dmie. Kierownikiem i pracownikiem każdego działu. Jeżeli wsparłeś kiedykolwiek moją twórczość, to pewnie już wiesz, że u mnie najgorzej z działem logistyki. Profesjonalne firmy mają wysyłkę w 24 h. Ja przez pierwszy tydzień szukam koperty, przez kolejny – pudełka. Ale... jak już dostajesz przesyłkę, to z miłością i bonusem.

O artyście DIY (dział logistyki)

Do harpii co czasem na zamku w Malborku. Niegrzeczne dzieciaki porywa we worku. Rodzice ślą prośby. Podania i groźby. Lecz nie ma miejsc. Może od wtorku [nadesłał Dariusz Pietrzyk]

O harpii i rodzicach
(Dariusz Pietrzyk)

Czy w muzyce i sztuce chodzi o prawdę? Prawdę mamy na co dzień, wyróżniamy wszak brutalność całej prawdy, niedookreśloność półprawdy i prostolinijność gównoprawdy. Może w takim razie w tworach kreatywnych nie chodzi o prawdę, a o emocje i estetykę? Z jednej strony o poddanie się egzaltacji, z drugiej o zamknięcie w teoriach i definicjach, po to, żeby autorytarnie zostać wysłuchanym. A gdyby tak odłożyć na bok przesadę i piękno? Odrzucić konwencje, proporcje, perspektywę, złoty podział i symetrię. Niech linie, kształty i światłocień zawłaszczą przestrzeń poza kadrem, niech aleatoryzm zastąpi powtarzalność. Twórz, jak chcesz i bądź, kim chcesz. Dawaj siebie innym, a jeśli o mnie chodzi, tylko nie męcz.

O co chodzi

Był sobie Stachu, który nie czuł strachu, chodził, krzyczał, stękał i wzdychał. Lubił się napić i nie o soczki tu chodzi, lubił wszczynać awantury i często chodził ponury. Miał problem, bo „R” na „L” mu się zamieniało i to innym ubaw dawało. Ale on im ten ubaw zwracał i śliweczkę pod okiem zostawiał. Przyszedł dzień, kiedy poznał kobietę, która uraczyła go wegańskim kotletem. Od razu odżył zaczął być miły, bo wcześniej nie jadł i nie miał siły. W mig do Mariolki krzyczy, że chce iść na LOVEr.. a ona na to, że nie gotowa na miłość od rana. [nadesłał empati]

O Stachu i LOVE
(empati)

Każdy naukowiec jest trochę filozofem, a trochę poetą. Planując podróże astralne w kwantowej chmurze, czasem ściąga nas do ośrodków niematerialnych. Myślę o tym, czego oczy nigdy nie zobaczą, piszę o tym, czego nigdy na głos nie wypowiem. Wysuwam ciężki kaliber równań. Wielkie uczone teorie i tylko kilka niezgodności.

O uczonych teoriach

Tu dwunasta, Noc bez śniegu. Nic nie boli, Czy ja żyję?... Nasze życie to peron, Trzeba znaleźć swój wagon. Jakie ciężkie by nie było, Będą lepsze moje sny, Gdy usłyszę waszej gry. [nadesłał Kirill Kabalyk]

O życiu i snach
(Kirill Kabalyk)

Jeżeli lepiej mieć przyjaciół zdrowych i bogatych, niż chorych i biednych oraz jeżeli chętniej patrzymy na ludzi roześmianych i szczęśliwych, niż na zamyślonych i smutnych oraz jeżeli prawdziwe jest tylko to, co jest wewnętrznie spójne, to, z formalno–logicznego punktu widzenia, bywamy koherentnie niepoprawni.

O koherencyjnej
(nie)poprawności natury ludzkiej

KONTAKT